“Nic o mnie nie wiesz!”
Jakże często słyszymy te słowa z ust osób, które zostały ‘dotknięte’ osądem.
W kłótni kochanków, małżonków, rodziców.
W odpowiedzi na “interpretację” psychologa czy psychoterapeuty.
W ustach nastolatek, zaatakowanych opinią czy oceną ze strony rodzica, nauczyciela, księdza, rówieśnika.
Jaka jest w tym obrona? Dlaczego jawi się nam to wypowiedzenie jako tarcza?
Te pytania są zasadne, ale najpierw ustalmy jak moglibyśmy podejść do sprawy w ujęciu psychoanalizy lacanowskiej.
Żeby rozpatrywać coś z tej perspektywy trzeba uzbroić się w zasadę, która jest fundamentalną kwestią w formacji analityka: nie istnieje obiektywne.
Niby wydaje się to proste, cały łańcuch subiektywizm-relatywizm-solipsyzm jest na tym założeniu zbudowany, a to znamy już od starożytności.
Weźmy twierdzenia Gorgiasza:
1. Nic nie istnieje.
2. Nawet gdyby coś istniało, nikt nie mógłby o tym wiedzieć.
3. Nawet gdyby ktoś o tym wiedział, nie mógłby tego nikomu zakomunikować.
Ostatecznie końcem rozważań solipsystycznych jest: nic nikomu nie można o niczym powiedzieć.
A jednak doświadczenie gabinetu psychoanalitycznego uczy nas czegoś innego.
Czy twierdzenia Gorgiasza nie przypominają tytułowego “nic o mnie nie wiesz”?
Nie, odpowiecie, bo przecież autor/ka wypowiedzi wyraźnie sugeruje, że coś gdzieś istnieje i wiedza o tym czymś jest gdzieś zmagazynowana/dostępna.
Zgoda. Lecz spójrzmy jak solipsystyczne to zdanie brzmi na pierwszy rzut ucha: to własnie stanowi o jego byciu tarczą i schronieniem.
Możemy podjąć się tłumaczenia: “Ja wiem, że jestem pozorem i wiem też, że gdzieś kryje się coś, co o tym wie i wie jaka jest prawda na mój temat. Dopóki jednak nikt – włącznie z Ja – nie naruszył tego układu, mam broń przeciw światu zewnętrznemu. W ten sposób – sam/a chowając się za swoim nierozpoznaniem – uniemożliwiam komukolwiek powiedzenie czegokolwiek na mój temat.”
I słusznie.
Podmiot wypowiada te słowa do Ja.
Ewentualnie symptom wypowiada te słowa do podmiotu.
Ewentualnie S1 wypowiada te słowa do S2 – innymi słowy podmiot zwraca się do wiedzy.
Czy to jest prawda?
Tak i nie.
Tak, ponieważ to o czym miałoby być “wiedziane” pochodzi z realnego, więc jest nieznane ani na poziomie intersubiektywnym, ani intrasubiektywnym.
Nie, ponieważ odnosi się do poziomu między-podmiotowego, a więc sytuacji zapośredniczonej przez rzeczywistość. A w tym miejscu musimy złożyć, że część naszego fantazmatu jest dla innych widoczna, z tego tylko tytułu, że nie pokrywa się z polem znaczeniowym ich fantazmatów.
I czy to ma sens?
Teraz już jesteśmy gotowi na odpowiedź.
Tak, ma sens, ponieważ jest to wspaniałą tarczą za którą podmiot skrywa swe nierozpoznanie i przywołując zasady solipsyzmu odmawia komukolwiek prawa do wypowiedzi.
Oczywiście – wiemy to i doskonale przeczuwamy – za tym również kryje się lęk.
Co na to psychoanaliza lacanowska?
Ano, fundamentalnie, wszystko.
To znaczy, że czynimy z tych słów zasadę podstawową naszego działania.
Pytamy jedynie: czy jest ktoś, kto chce się dowiedzieć?
Jeśli tak, możemy pracować.
I na koniec: jeśli te słowa padają to znaczy, że nie jesteśmy w gabinecie psychoanalityka lacanowskiego.
Dlaczego?
Spróbujmy najprościej: bo nam się nie spieszy.
Jan Tkaczow
(opinie i komentarze zawarte w tekście są wyłącznie poglądem autora i nie reprezentują poglądów i opinii innych osób przyjmujących w Klinice Metoda)