Niedawno jedna z osób, związana z uczelnią uniwersytecką, której zaangażowanie w psychoanalizę lacanowska jest godne podziwu, zapytała mnie: czy są badania dotyczące efektywności psychoanalizy?
Odpowiedziałem bardzo na temat, ale nie wprost, jak to zwykle czynimy.
Obie dwuznaczności z powyższych akapitów znajdą swe rozwiązanie niebawem.
Wspomnijmy tylko zaimki zwrotne.
Zastępując wprowadzają zamieszanie.
Ileż to razy Lacan bezwstydnie wprowadza nas w konsternację tym prostym – acz niegramatycznym – sposobem.
Ileż to razy słyszymy w gabinecie, kiedy zastąpienie wprowadza najwyższe zmieszanie, zdziwienie, czasem wręcz popłoch.
Dziś jednak nie o tym.
Wracając do pytania…
Niestety… Mamy tu kwestię nierozwiązywalną, którą nauka wykorzystuje do punktowania psychoanalizy i… vice versa.
Jak brzmi ta kwestia?
Ano tak, że psychoanaliza nie jest zainteresowana – i nie może być, jeśli ma pozostać tym, czym jest: jedyną nadzieją ludzkości – wiedzą bez podmiotu.
Nauka natomiast – jak najbardziej.
Jednak – trzeba tu być, jak zwykle kiedy opracowujemy temat z punktu widzenia psychoanalizy lacanowskiej, bardzo precyzyjnym. Żeby nie popaść w argumentację, która stawia nas na powrót w jednym szeregu z tym, co analizujemy. Ostatnio taką właśnie argumentację usłyszałem.
Kiedy mówimy jesteśmy w pozycji analizanta – kolejny frazes nad którym się nie zastanawiamy.
A tymczasem nasze mówienie potrafi wywieść nas w pole. Nasz wywód potrafi nas zwieść.
A jak wiemy to nie-zwiedzeni błądzą, a nie zwiedzeni.
Badania psychologiczne – na których Lacan nie zostawiał suchej nitki, nazywając je “naukami tzw. humanistycznymi” – polegają dokładnie na tym: żeby nikt nie wziął odpowiedzialności za to, co wydarzy się w trakcie terapii.
Jest ugruntowana wiedza, wywiedziona z badań statystycznych, a więc statystycznie mamy najwięcej szans nie zrobić komuś krzywdy jeśli będziemy postępować tak a tak.
Pomijając oczywistą pomyłkę jaką fundujemy wtedy tym, którzy w rozkładzie statystycznym są na krańcach krzywej Gausa, robimy jednakowoż coś gorszego, i stąd właśnie prześmiewczość Lacana w stosunku do psychologii, czego zdecydowanie oszczędzał matematyce i filozofii.
A mianowicie – w ‘spychologii’ (nie mogę sobie odmówić: to, do czego się anagramuje nasza ‘szanowna’ popłuczyna po Freudzie, która śmie stawiać się na stole jako danie główne) i tych właśnie ‘naukach tzw. humanistycznych’ bierzemy za dobrą monetę to, co jest mówione, pomijając całkowicie to, co jest wypowiadane. W ten sposób realizujemy pasję ignorancji (największą z ludzkich pasji).
Czym się to różni od matematyki? Czy fizyki? Czy filozofii?
Ano tym, że w tych naukach, tak samo jak w psychoanalizie “przesłuchuje” się realne. Zadaje się pytania realnemu.
Jednakowoż odpowiedź, która przychodzi w naukach jest o tyle bez podmiotu, o ile zostaje przerobiona na ‘faktyczność’ (bardzo ważny termin u Lacana – seminarium VII ‘Etyka psychoanalizy’ i w wielu innych miejscach również), a więc na rejestr stricte wyobrażeniowy – czyli na znaczenie.
Co za tym idzie? To jest precyzyjnie wyjaśnione we wspomnianym przed chwilą seminarium: cała sprawa traci swój urok i przestaje budzić jakiekolwiek zainteresowanie. To znaczy, że nikogo to już nie obchodzi, ponieważ ‘wiadomo’. Tym samym pragnienie zostaje wywiedzione w pole – to znaczy: przestaje ‘być zwiedzione’ i nie może już w tym miejscu ‘błądzić’.
Innymi słowy – nikt już nie bierze odpowiedzialności za to co się może wydarzyć, ponieważ ‘wiadomo’.
Jest to oczywiście złudne, ale dyskurs, który powoduje złudny nie jest.
Czy to jest problem? – może ktoś zapytać. O co tyle hałasu?
No cóż – odpowiemy – jeśli nie zależy nam na wiedzy, która jest podmiotowa, to nie jest to problem.
Po prostu ograniczymy życie ludzkie do wiedzenia coraz więcej na temat wszystkiego i uczynimy człowieka podległym tej wiedzy do granic science-fiction, które coraz częściej jest tworzone – a mianowicie podległości człowieka demonowi o nazwie AI.
I co wtedy? Co wtedy kiedy skonstatujemy, że nauki ‘tzw. humanistyczne’ doprowadziły do kompletnego wykolejenia się podstawowej dla nich maksymy: „CZŁOWIEK MIARĄ WSZECHRZECZY”?
Tylko o tyle jest to problem.
I tylko o tyle psychoanaliza jest ‘jedyną nadzieją ludzkości’.
Na marginesie należy zauważyć, że kłopot polega również na tym, że naukowiec, dajmy na to profesor od psychologii, nie jest w stanie wyobrazić sobie wzięcia odpowiedzialności za to, co robi poza polem Innego.
Innymi słowy jest on najbardziej zatwardziałym zelotą jaki chodzi po Ziemi.
To ci dopiero paradoks!
Przecież ludzie ci najskorzej określają się mianem “oświeconych niedowiarków”.
Jak często powtarzam: psychoanaliza to nie żarty, to rzeczywistość.
Jak się taki paradoks przejawia?
W następującym stwierdzeniu: “ale jak to? W jaki sposób mam wziąć za coś odpowiedzialność, kiedy nie wiem za co? No właśnie biorę odpowiedzialność za to, czego mogę się nauczyć, dlatego mam tytuły i dyplomy, bo wiem, że w obrębie tej wiedzy człowiek i jego problem nie jest ważny – nie muszę brać zań odpowiedzialności, ponieważ chroni mnie wiedza.”
To jest choroba nieuleczalna, niestety. Niezależnie od struktury w której się rozwija.
Stąd właśnie psychoanaliza na uniwersytecie tak bardzo Lacana irytowała (Seminarium XVII – ‘Podszewka psychoanalizy’)
Na koniec – odpowiadając wprost:
Jeśli ktoś kiedyś zrobi badania na temat skuteczności czy efektywności psychoanalizy, to nie będą to psychoanalitycy.
A kto inny miałby to robić?
W ten sposób jesteśmy zabezpieczeni przed wiedzeniem zbyt szybko przez formację. Innymi słowy: skuteczność 100%. I jednocześnie: zero.
Jan Tkaczow
(opinie i komentarze zawarte w tekście są wyłącznie poglądem autora i nie reprezentują poglądów i opinii innych osób przyjmujących w Klinice Metoda)