Sytuacja w której znalazła się ludzkość może być opisana przez konflikt na linii: ja-inny.
Znamy opinię Freuda, znamy opinię Sartra, ale czy znamy opinię Lacana…?
Psychoanaliza zawsze ma na względzie więź społeczną, jaką stanowi dla niej dyskurs. Dyskurs, jak dysku-kurs, precyzyjnego i specyficznego znaczenia: tego o relacji pomiędzy Podmiotem, a jego obiektem naddatku rozkoszy. Automatyzm powtórzenia w którym odnajdujemy swój sens i znaczenie.
W chwili obecnej ta więź jest nadwątlona i nadwątlana. A co więcej, jesteśmy świadkami paradoksu. Jak zwykle kiedy coś wprawia w ruch, bądź zatrzymuje dyskurs. Innymi słowy kiedy następuje jakaś refrakcja dyskursu. Termin z pola widzenia nie jest tu bez przyczyny.
Czy stanąć po stronie tych, którzy mówią: ‘bądźmy nierozsądni, nie zwracajmy uwagi na wirusa, kto ma zejść, ten zejdzie (tu również kłania się paradoks niezrozumienia chorego przez zdrowego, czy głodnego przez sytego) – działajmy dalej jak działaliśmy, bo… ZALEŻY NAM NA LUDZIACH, LUDZKOŚCI, ŻYCIU!’
Tu właśnie dochodzimy do paradoksu, bo spotykamy drugą stronę, która mówi: ‘bądźmy rozsądni, wprowadźmy wszelkie możliwe zabezpieczenia i obostrzenia, niech ludzie nie umierają, to przecież dla naszego dobra, bo… ZALEŻY NAM NA LUDZIACH, LUDZKOŚCI, ŻYCIU!’
Jednocześnie adwersarze z pkt. 1 wstawiają w swój dyskurs wiele rzeczy pośrednich: wiarę, boga, Jezusa Chrystusa, rynek, ekonomię, zarabianie pieniędzy, pracę, etc. etc. Nie wszystkie je możemy ująć od strony naddatku rozkoszy, wydawałoby się… a jednak…
Adwersarze z pkt. 2 mówią: nauka, dobro człowieka jako jednostki, poświecenie w imię wyższych celów, solidarność ludzka… Znowu bardzo piękne i ważne rzeczy, ale czy nie dałoby się zakwalifikować ich jako naddatek rozkoszy? Innymi słowy obiekty (ideały), które rządzą naszymi fantazmatami?
W ostatecznym rozrachunku – jak zwykle – wszyscy chcą dobrze. A stąd niedaleko już do transformacji z Seminarium o Etyce, możemy powiedzieć: dobrze…, dobro… Dobra! Czyli towary.
Jaki z tego wniosek? Zaskakujący. Wygląda na to, że dyskurs kapitalistyczny zwrócił się przeciwko dyskursowi naukowemu. Albo odwrotnie, bez znaczenia.
To jest kwestia przełomowa w tym momencie.
Zanim przejdę do konkluzji pragnę zwrócić uwagę, że oto mamy dwa dyskursy, których zadaniem jest pognębienie pomiotu. Jeden, bo wystawia go na pastwę Innego, drugi ponieważ wystawia go na pastwę wiedzy. O ile ten pierwszy jest z nami od zarania, o tyle ten drugi jest już produktem Renesansu.
Te dwa, z których jeden – pierwszy – umieszcza podmiot w miejscu nieruchomej prawdy, a drugi – drugi – w miejscu papkowatej produkcji, jako homogenicznego obiektu naddatku rozkoszy.
Innymi słowy: ręka rękę myje. Aż tu nagle – za sprawą wirusa – przestaje. I znowu paradoks: w momencie kiedy ręce zaczęły się myć częściej niż kiedykolwiek.
Jeśli zatem – a tak to rozumiem – dyskurs kapitalistyczny jest połączeniem dyskursu naukowego z dyskursem mistrza, to w obecnej sytuacji widzimy jego ‘wytrącanie się’, jak w odwrotnej reakcji chemicznej, gdzie następuje rozpad czegoś, co wcześniej wydawało się jednorodne i doskonale zsyntetyzowane.
Powiedzieć że mamy w ten sposób do czynienia z analizą, byłoby powiedzieć za dużo. Ale że z rozpadem – to już tak.
Interesującym będzie śledzić, jak ten nagły, nieoczekiwany spór dwóch symbiotycznych sprzymierzeńców się zakończy. Jak na razie dyskurs naukowy wygrywa, ponieważ wytrąca się on jako ‘pierwszy’ tzn. w swym oryginalnym kształcie. Dopiero wtedy kapitalizm rozgląda się dookoła i konstatuje, że w tym wydaniu jest tylko nagim mistrzem, bez listka figowego w postaci nauki.
W ten sposób, ostatecznie kapitalistyczny król jest nagi, bo okazuje się zwykłym mistrzuniem, który od Arystotelesa nie zmienił swej oferty dla ludzkości.
A wszyscy niewolnicy (‘proletariusze’) służą już nowemu panu – temu, który ‘wytrącił się’ jako pierwszy – nauce.
Podążając od wymiaru globalnego do podmiotowego – czyż nie jest to proces, który znamy z analizy, który analiza powtarza wciąż i wciąż na nowo? Spowodować zrzucenie liści tych dyskursów i spowodować ‘historyzowanie’ podmiotu z jego historii, aż do miejsca w którym może on zmierzyć się z prawdą bycia jedynie odbiciem tych dźwięków, które powołały go do życia, które ledwie łączą go z Realnym.
Ciekawe co powiedzą o tym analitykom histeryczki, niedługo…
Jan Tkaczow
(opinie i komentarze zawarte w tekście są wyłącznie poglądem autora i nie reprezentują poglądów i opinii innych osób przyjmujących w Klinice Metoda)